Ale Meksyk, czyli kolejna wyprawa do Ameryki Łacińskiej
Autor: Anna Żołądek
Powiedzenie to idealnie pasuje do kraju, który przyszło mi zwiedzać tym razem. Wszystko tam pasuje do polskiego „Ale Meksyk”. Głośno, tłoczno, gwarno, ale jednocześnie jest w tym coś urzekającego. Ale od początku. Długo nie wiedziałam, czy na pewno polecimy. Jesienne trzęsienia ziemi podziałały na naszą turystyczną wyobraźnię,. Meksyk, fajna sprawa, ale nie za cenę bezpieczeństwa, a w tym przypadku nawet życia.
Kiedy wszystko było już gotowe do wyjazdu nie zostało nic innego jak ruszyć na podbój kraju Fridy i Mariachi.
Najpierw stolica i pobyt u niesamowitych sióstr misjonarek od świętej Teresy z Lisieux. Plany przygotowane w kraju zrealizowaliśmy w 100%. Opatrzność sprawiła, że mieszkaliśmy w sąsiedztwie Mamy z Guadalupe. Siostry mają swój dom niedaleko bazyliki. Niesamowite miejsce. Ruchomy chodnik i wszystko tak, jak opisuje to pan Wojciech Cejrowski w swoich relacjach. Chwilami czuliśmy się jak w jego programie. Bazylika stara, nowa i kaplica św. Juana Diego na wzgórzu Tepeyac, na którym zbierał róże, by dać dowód słowom Maryi. Można tam chodzić, chodzić i kontemplować wydarzenia sprzed kilku wieków. Tysiące myśli, intencji i próśb. Oby wszystkie zostały wysłuchane.
Co warto zwiedzić
Muzeum antropologii i historia wszystkich plemion. Niesamowite. Żywy wykład historii Meksyku i ościennych krajów. Aztekowie, Majowie, Toltekowie, Olmekowie, wszystko podane jak na tacy tylko chłonąć i brać garściami.
Piramida Słońca i zaparty dech. Piękny widok. Są miejsca i chwile kiedy człowiek nie wie co powiedzieć. Ja zaniemówiłam właśnie tu. Ale Meksyk!! Tym razem to wyraz zachwytu i podziwu dla Stwórcy. Przy piramidzie pierwszy obiad i kurczak w czekoladzie, towarzystwo Mariachi. Klimat istnie meksykański.
Zwiedziliśmy jeszcze Casa Azul, dom Fridy Kahlo. Urocze miejsce. Trudne i skomplikowane życie malarki natchnęło nas do kilku refleksji i przemyśleń.
Po tygodniu ruszyliśmy na podbój wybrzeża. Kolejne dni spędziliśmy u naszych dobrodziei w Vera Cruz nad Zatoką Meksykańską, którzy nie mogli się nadziwić, że chcemy chodzić na plażę zimą.
O czym warto pamiętać w Meksyku
Warto chodzić w towarzystwie jakiegoś „tubylca”. To zawsze zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Nam towarzyszyła Enriqueta i dzięki temu wróciłyśmy całe i zdrowe. Meksyk to ogromne miasto. Bez jej asysty gubiłybyśmy się regularnie. Dobrze mieć torbę z ważnymi rzeczami blisko siebie, bo złodzieje prześcigają się w metodach dotarcia do naszych kosztowności. Tradycyjnie biżuterię zostawiłyśmy w domu.
Meksykańskie metro nie oddaje biletów wprowadzonych do kasownika przy wejściu. Warto o tym pamiętać by nie blokować bramek jak to mi się przydarzyło. Będąc w toalecie papier należy wyrzucać do kosza, w przeciwnym razie toaleta ulegnie zatkaniu.
Do zwyczaju i dobrego tonu należy dawanie napiwków kelnerom. Uznaniowo przyjmuje się 10 do 20% od zapłaconej sumy. Nie danie napiwku jest bardzo źle widziane.
Meksykańska kuchnia
Przed wyjazdem słyszałam wiele o ciekawostkach kulinarnych Meksyku. Nie posmakowały mi chapulines – koniki polne zanurzone w dużej ilości przypraw. Escamoles nie udało nam się zakosztować, to nie był czas na larwy mrówek. Kurczak w czekoladzie – mole przyrządzony przez Aurorę wyśmienity. Mezcal, tortille, frilojes, nopales spróbowaliśmy wszystkiego czym raczyli nas nasi dobrodzieje. Jednak bezkonkurencyjna okazała się kawa z Vera Cruz. Dużo dobrego o niej słyszałam przed wyjazdem i rzeczywiście pyszna. Rozsmakowałyśmy się w guayabie – małe żółte owoce, podobne do pigwy. Wyprawa do Meksyku to kolejne nowe, wspaniałe doświadczenie, które będziemy wspominać jak dar Niebios. Czy teraz Kostaryka? Czas pokaże?