Trasa: San Bol – Boadilla del Camino (33 km)

Po wczorajszym dniu został nam mały niedosyt kilometrów, dlatego na dzisiaj mieliśmy dłuuugie kilometrowe plany 😉 W albergue wstaliśmy pierwsi i po cichutku opuściliśmy tę ostoję. Wstanie przed świtem, kiedy było jeszcze całkowicie ciemno było strzałem w dziesiątkę. Noc była piękna! Ykhm… 4:30 to jeszcze noc czy już świt? 😉 Niebo było bezchmurne, a nad nami rozpościerał się dywan gwiazd. Coś pięknego! I do tego te odgłosy dzikich zwierząt. Czułam się niczym w jakimś filmie przygodowym. Pierwszy raz w życiu jedliśmy też śniadanie w knajpce z latarkami na czołach. Tylko dlatego, że w jedynej kawiarni w miasteczku wszystkie miejsca w środku (jak dobrze pamiętam było ich 5) były już zajęte 🙂

W tym dniu poznałam moją hiszpańską bratnią duszę – Susanę. Większej gaduły na Camino to ja nie spotkałam! Cieszyłam się bardzo, bo na samym Camino nie spotykałam zbyt wielu Hiszpanów, z którymi mogłabym przegadać parę godzin z rzędu. Można to porównać trochę do takich godzinnych indywidualnych konwersacji 😀 Szkoda tylko było mi mojego męża, który niestety nie mówi w języku hiszpański. Chociaż wydawał się być też zadowolony, że spokojnie może pójść w samotności 😉

Bardzo podoba mi się ten cytat: cuando alguien juzgue tu Camino, préstale tus zapatos. Kiedy ktoś ocenia twoje Camino, pożycz mu swoje buty.

W tym dniu zrobiliśmy troszkę ponad 30 kilometrów, co jest i tak dobrym wynikiem biorąc pod uwagę jaką trasę mieliśmy do pokonania. Chociaż teraz jak tak myślę, to sama trasa nie była bardzo trudna, ale większość czasu szło się bez centymetra cienia, a słońce w tym dniu dawało znać o sobie, że jest iście hiszpańskie 🙂

 

Jedynym małym wyzwaniem była ta oto górka, która znajduje się zaraz za miastem Castrojeriz. Moje mięśnie przyzwyczaiły się już do płaskich terenów, a ból łydek po schodzeniu z gór w pierwszych dniach poszedł dawno w zapomnienie.

Choć sama górka wydaje się być malutka i łatwa do przekroczenia, to jednak wszystkim pielgrzymom dawała dać o sobie znać i przypominała o różnych mięśniach naszych nóg 🙂 Co gorsza, zaraz jak się już na nią weszło to od razu trzeba było schodzić i to dość stromo. Jednak wysiłek rekompensował widok z samej góry. Sami zobaczcie, czyż nie jest piękny?

Późnym popołudniem doszliśmy do Boadilla de Camino gdzie na samym wejściu czekała na nas Area de Descanso. Przypomnę, że jest to takie miejsce do wypoczywania, gdzie często znajduje się dostęp do wody, ławeczki i stoliczki. Wystarczyło jedno spojrzenie i wiedzieliśmy, że będziemy tam nocować. Musiałam tylko porozmawiać z obecnymi tam starszymi osobami, które miło i spokojnie spędzały tam wieczór, czy aby nie będziemy im przeszkadzać i czy nie ma problemu z policją tudzież z gwardią cywilną jak się rozbijemy na dziko. Jednak zawsze jak opowiadałam, że jestem z Polski i w ten sposób przemierzamy Camino ludzie bardzo miło reagowali i pomagali znaleźć dogodne miejsce na namiot. Tak więc spokojnie zrobiliśmy sobie kolację i rozbiliśmy namiot.

[aesop_gallery id=”3431″ revealfx=”off” overlay_revealfx=”off”]